Capítulo 019
Dziś mamy niepowtarzalny dzień, otóż dzisiejszej nocy w betlejemskiej stajence narodzi się Syn Boży.
Obchodzimy tą noc w sposób szczególny; pozwolę sobie zacytować tekst moje
ulubionej pastorałki:
,,W stajence
gdzie od pokoleń stu
Dzieciątka
sen, wkoło świat bez chmur
Przez
otchłanie lat, aż po czasu kres
Dziś
wszystkim z nas
Bóg
narodzi się.
Poprzez
ciszy mgłę z dala słychać śpiew
Dziś
wszystkim z nas
Bóg
narodzi się.''
Otóż pozwólmy narodzić się temu
dzieciątku. Okres świąt to czas, kiedy powinniśmy się ze sobą pojednać.
Przebaczyć . . . To nie prezenty są głównym celem świąt, ale rodzina i miłość, w końcu gdyby nie to nas by nie było na tym świecie;
pamiętajmy o tym.
Korzystając z
okazji chcę Wam życzyć spokojnych świąt Bożego Narodzenia, wieczoru spędzonego
w rodzinnej i miłej atmosferze; cieszmy się tym, że w święta towarzyszą
nam bliscy. W końcu to dzięki nim teraz żyjemy i przeżywamy.
Wesołych Świąt &
Szczęśliwego Nowego Roku! :)
†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†»†
Aktualizacja zakładki ,,Characters''
Narrator’s POV
Nad Londynem panowała burza. Ale nie chodzi mi o taką z piorunami, ulewą deszczu, porywistym wiatrem.. Burza uczuć. Rozpacz, żal, nienawiść, niezagojone rany, chęć zemsty, ale i radość. Plany A. coraz bardziej traciły na efektywności. Bestia nie myślała nawet, że niedługo może dopaść ją ten sam los co spalonych marionetek. Ale czy osoba posiadająca cierpienie grzeszników, którzy płaszczą się przed nią może zostać trafiona śmiertelnie własną bronią? Oczywiście, że tak, ale nie tu. Nie w tej wojnie. W tej historii to A. jest zwycięzcą. Nie dobro, a zło. Śmierć.
Ale teraz toczy się bitwa. W bitwie triumfują nastolatkowie, którzy nie wiedzieli skąd wzięły się ich problemy z diabłem. Niby oni osobiście paktu nie podpisali, ale bliska im wszystkim osoba zaprzedała ich dusze. W szeregach wojny staną nieliczni; jedna, może dwie osoby. Reszta przyglądać będzie się temu widowisku zza światów.
Ale teraz toczy się bitwa. W bitwie triumfują nastolatkowie, którzy nie wiedzieli skąd wzięły się ich problemy z diabłem. Niby oni osobiście paktu nie podpisali, ale bliska im wszystkim osoba zaprzedała ich dusze. W szeregach wojny staną nieliczni; jedna, może dwie osoby. Reszta przyglądać będzie się temu widowisku zza światów.
Lara ’s POVLondyn, Wielka Brytania
Wiedziałam, ze ten moment kiedyś nadejdzie, ale nie myślałam, że tak prędko. To za wcześnie. Luke powinien dowiedzieć się w inny sposób, że Louise to moja córka. To ja powinna byłam powiedzieć mu o tym. Jak się dowiedział, nie wiem. Ale jeżeli zrobiła to Isabel, nie powinna tego robić. To nie jej życie, a moje. Mój los, moje życie - mogę je sobie nawet zniszczyć, ale to mój wybór.
-Czemu nie powiedziałaś mi prawdy?
-Bo się bałam. Bałam się, że mnie odrzucisz.
-To nie jest powód, a przynajmniej nie ten prawdziwy.Powiedz mi prawdę.
-Co mam Ci powiedzieć? Prawdę? Nie chcę wracać do swojej przeszłości. To jest zbyt bolesne.
-Wiem, że jako nastolatka uczęszczałaś na terapie do psychologa. Czy ciąża była powodem?
-Po części - mówię wymijająco. Wspomnienia są zbyt bolesne. Nie chcę nawet o nich myśleć. Czy on tego nie rozumie?
-Więc jaki był główny powód?
-Daj mi spokój.
-Lara. - sposób w jaki wypowiada moje imię wywołuje na mym ciele zimny dreszcz. Traci nad sobą panowanie.
-Czego ode mnie jeszcze chcesz?
-Prawdy.
-Po co Ci ona, przecież i tak odejdziesz. Marnujesz jedynie swój czas spędzając go przy mnie. Po co Ci kobieta z dzieckiem.
-Nie rozumiesz?
-Czego Luke? Czego nie rozumiem?
-Chcę być ojcem dla Louise. Chcę byś miała przy sobie swoją córkę. Przyznaję, egoistyczne było z Twojej strony oddanie dziecka Isabel, ale rozumiem również, że musiałaś mieć powód, tylko nie wiem jaki.
-Dlaczego nadal tu jesteś? Doskonale pamiętam jak zareagowałeś, gdy po raz pierwszy ujrzałeś moją córkę, więc po co? Po jaką cholerę nadal jesteś tu ze mną?
-Ponieważ cholernie Cię kocham Laro.
-Czemu nie powiedziałaś mi prawdy?
-Bo się bałam. Bałam się, że mnie odrzucisz.
-To nie jest powód, a przynajmniej nie ten prawdziwy.Powiedz mi prawdę.
-Co mam Ci powiedzieć? Prawdę? Nie chcę wracać do swojej przeszłości. To jest zbyt bolesne.
-Wiem, że jako nastolatka uczęszczałaś na terapie do psychologa. Czy ciąża była powodem?
-Po części - mówię wymijająco. Wspomnienia są zbyt bolesne. Nie chcę nawet o nich myśleć. Czy on tego nie rozumie?
-Więc jaki był główny powód?
-Daj mi spokój.
-Lara. - sposób w jaki wypowiada moje imię wywołuje na mym ciele zimny dreszcz. Traci nad sobą panowanie.
-Czego ode mnie jeszcze chcesz?
-Prawdy.
-Po co Ci ona, przecież i tak odejdziesz. Marnujesz jedynie swój czas spędzając go przy mnie. Po co Ci kobieta z dzieckiem.
-Nie rozumiesz?
-Czego Luke? Czego nie rozumiem?
-Chcę być ojcem dla Louise. Chcę byś miała przy sobie swoją córkę. Przyznaję, egoistyczne było z Twojej strony oddanie dziecka Isabel, ale rozumiem również, że musiałaś mieć powód, tylko nie wiem jaki.
-Dlaczego nadal tu jesteś? Doskonale pamiętam jak zareagowałeś, gdy po raz pierwszy ujrzałeś moją córkę, więc po co? Po jaką cholerę nadal jesteś tu ze mną?
-Ponieważ cholernie Cię kocham Laro.
Narrator’s POV
Dwóch mężczyzn. Jamie i Ross. Przyjaciele z kilkunastoletnim stażem. Jeden za drugim w ogień by skoczył. Ale ciekawe jak to będzie teraz..
Uważnie wysłuchiwali rozporządzeń swego nowego szefa. Był to człowiek młody. Fizycznie z krótkim stażem dorosłości, ale psychicznie - to już inny temat. Jego twarz pomimo upału (a była to rzadkość w deszczowej stolicy) skryta była za zasłoną kaptura. Czarny kaptur jak należy zasłaniał wszystkie blizny. Ten młody człowiek nie tylko ma blizny na duszy, ale i na całym swym ciele. Jak ma z tym żyć?
-Rozumiecie o co toczy się ta bitwa? - pyta śmiało tonem przesiąkniętym jadem, ale łagodnie.
-Oczywiście. Zrobimy wszystko tak jak nam kazałeś.-odpowiada Ross w imieniu swoim i przyjaciela.
-W takim razie efekty naszej rozmowy pragnę ujrzeć w najbliższym czasie. - szef odpycha się dłońmi od blatu wyspy kuchennej i bez jakiegokolwiek pożegnania opuszcza dom Ross'a. Bardziej naciąga czarny kaptur na swe kruczoczarne włosy i wsiada do swego auta. Na nos wcisnął okulary przeciwsłoneczne i z piskiem opon odjechał. Dokąd? A czy cel jego podróży jest wart zainteresowania?
To miał być nowy rozdział grupki nastolatków, ale czy lepszy?Uważnie wysłuchiwali rozporządzeń swego nowego szefa. Był to człowiek młody. Fizycznie z krótkim stażem dorosłości, ale psychicznie - to już inny temat. Jego twarz pomimo upału (a była to rzadkość w deszczowej stolicy) skryta była za zasłoną kaptura. Czarny kaptur jak należy zasłaniał wszystkie blizny. Ten młody człowiek nie tylko ma blizny na duszy, ale i na całym swym ciele. Jak ma z tym żyć?
-Rozumiecie o co toczy się ta bitwa? - pyta śmiało tonem przesiąkniętym jadem, ale łagodnie.
-Oczywiście. Zrobimy wszystko tak jak nam kazałeś.-odpowiada Ross w imieniu swoim i przyjaciela.
-W takim razie efekty naszej rozmowy pragnę ujrzeć w najbliższym czasie. - szef odpycha się dłońmi od blatu wyspy kuchennej i bez jakiegokolwiek pożegnania opuszcza dom Ross'a. Bardziej naciąga czarny kaptur na swe kruczoczarne włosy i wsiada do swego auta. Na nos wcisnął okulary przeciwsłoneczne i z piskiem opon odjechał. Dokąd? A czy cel jego podróży jest wart zainteresowania?
Violetta’s POV
Ja i on. Splątani węzłem jedności, namiętności i miłości. Rozmarzeni
wpatrujemy się w zapoczątkowaną na nowo wędrówkę słońca po niebie. Nadal nie
potrafię uwierzyć w to, że na mojej drodze stanął ktoś taki jak on. Mój
ukochany.
-Kochanie, powinniśmy wejść do środka. Nie chcę byś się przeziębiła.
-Ale jest mi tu tak dobrze. Uwielbiam patrzeć na wschód słońca.
-Ale nie ceną własnego zdrowia, Violu. - mówi czule.
Szczelnie owija swe ramiona wokół mego ciała.
-Złego diabli nie biorą. - mówię żartobliwie. Obracam się w jego stronę.
-Ale Anioły i owszem.
-Ja Aniołem? - śmieję się - chyba takim z różkami i bez skrzydeł.
-Jesteś moim Aniołem. - składa na mym czole pocałunek. Czuję się przy nim bezpieczna, kochana. To jest mój rycerze. Każda mała dziewczynka marzy o swym rycerzu w lśniącej zbroi. Ja go znalazłam.
-Marc..
-Tak Kochanie?
-Kocham Cię.
-Kochanie, powinniśmy wejść do środka. Nie chcę byś się przeziębiła.
-Ale jest mi tu tak dobrze. Uwielbiam patrzeć na wschód słońca.
-Ale nie ceną własnego zdrowia, Violu. - mówi czule.
Szczelnie owija swe ramiona wokół mego ciała.
-Złego diabli nie biorą. - mówię żartobliwie. Obracam się w jego stronę.
-Ale Anioły i owszem.
-Ja Aniołem? - śmieję się - chyba takim z różkami i bez skrzydeł.
-Jesteś moim Aniołem. - składa na mym czole pocałunek. Czuję się przy nim bezpieczna, kochana. To jest mój rycerze. Każda mała dziewczynka marzy o swym rycerzu w lśniącej zbroi. Ja go znalazłam.
-Marc..
-Tak Kochanie?
-Kocham Cię.
Marc ’s POV
Dłużej tak nie wytrzymam. Muszę ją zobaczyć - choćby na krótką chwilę. Usycham z tęsknoty za tą kruchą dziewczyną. Moim Aniołem. Pomimo tego wszystkiego, tego bólu i zdrady nadal ją kocham. Nie potrafię przestać. Pokazała mi lepsze życie. Ja jej pragnę!
Stoję przed posiadłością, którą zamieszkuje ma ukochana. Ogarnia mnie niepewność. Jak zareaguje na mój widok? Może mnie spoliczkuje, może zwyzywa od najgorszych, ale to nie jest ważne. Ważne bym ujrzał ją na choćby krótką chwilę. Choćby minuta podziwiania jej urody, oddychania tym samym powietrzem zaspokoi tymczasowo mój głód. Jest ona moim narkotykiem. Potrzebuję jej by przeżyć. Stałem się narkomanem. Szkoda tylko, że nie jestem już ważną osobą w jej życiu, ale czy kiedykolwiek byłem?
Stoję przed posiadłością, którą zamieszkuje ma ukochana. Ogarnia mnie niepewność. Jak zareaguje na mój widok? Może mnie spoliczkuje, może zwyzywa od najgorszych, ale to nie jest ważne. Ważne bym ujrzał ją na choćby krótką chwilę. Choćby minuta podziwiania jej urody, oddychania tym samym powietrzem zaspokoi tymczasowo mój głód. Jest ona moim narkotykiem. Potrzebuję jej by przeżyć. Stałem się narkomanem. Szkoda tylko, że nie jestem już ważną osobą w jej życiu, ale czy kiedykolwiek byłem?
Anonymous ’s POV
Z bólem uciskającym me serce, najdelikatniej jak potrafię wkładam jej ciało do ciemnej, dębowej trumny. Z kieszeni czarnej marynarki wyjmuję białą kopertę. Wsuwam ją w jej smukłe dłonie. Po raz ostatni na wieki wieków składam czuły pocałunek na pełnych ustach brunetki. Ostatni raz obejmuję dziewczynę rozmarzonym, a zarazem przepełnionym bólem spojrzeniem.
To koniec tej historii. Już nigdy więcej jej nie zobaczę.
Koniec dla niej, koniec dla nas.
Zaciskam mocno powieki. muszę być silny, ale jest to cholernie ciężki wyczyn. Nie potrafię być silny.. Przecież ona odeszła! Czemu akurat tak to musiało się zakończyć?! Dlaczego to właśnie ona wyzionęła swego ducha? Dlaczego nie ja!?
To miało być inaczej. Mieliśmy pokonać A. Mieliśmy być szczęśliwi. Razem.
-Żegnaj ukochana.
To koniec tej historii. Już nigdy więcej jej nie zobaczę.
Koniec dla niej, koniec dla nas.
Zaciskam mocno powieki. muszę być silny, ale jest to cholernie ciężki wyczyn. Nie potrafię być silny.. Przecież ona odeszła! Czemu akurat tak to musiało się zakończyć?! Dlaczego to właśnie ona wyzionęła swego ducha? Dlaczego nie ja!?
To miało być inaczej. Mieliśmy pokonać A. Mieliśmy być szczęśliwi. Razem.
-Żegnaj ukochana.
Gerard ’s POV
Uważnie wsłuchuję się w słowa Will'a. Dobry z niego chłopak. Ma ambicje oraz plany na przyszłość. To jest mężczyzna wręcz idealny dla mej córeczki. Cieszę się, że w jej życiu pojawił się ktoś inny po zniknięciu Diego. Hiszpan odszedł w nieznane. Nie wiem co się z nim stało. Obiecałem Cristian'owi pilnować oraz kochać jak własnego syna jego brata, ale nie podołałem temu. Diego był zbyt.. inny? Nie wiem. Nie potrafię tego określić. William jest jego przeciwieństwem. Poukładany, ambitny, troszczy się oraz kocha Violettę. To dla mnie jako ojca jest dużo. Ważne by kochał oraz szanował mą malutką kopię Elizabeth. Ma ukochana Elizabeth...
-Masz moje błogosławieństwo.
-Masz moje błogosławieństwo.
Marc ’s POV
Ujrzałem ją. Widziałem mą ukochaną. Nadal piękna z niej kobieta. Młoda, nieskazitelna uroda... Stała na tarasie, paląc. Uwielbiałem robić to z nią. Nawet tak błahą rzecz. Czemu ją straciłem.. Słyszę nawoływanie mego imienia. Ten piękny, anielki głos. Obracam się. Wpada prosto na mnie. Lekko zaróżowione policzki, błyszczące oczy, zgrabny nosek i te pełne, malinowe usta. Nie zmieniła się. Nadal jest moją księżniczką, którą zapamiętałem. Moja Violetta..
-Dlaczego nie mówiłeś, że przyjeżdżasz? -bije od niej radość, taka dziecięca, a zarazem urocza.
-Ponieważ nie wierzyłem w to, że będziesz chciała mnie zobaczyć. -spuszczam lekko w głowę. Jest mi wstyd za moje zachowanie podczas ostatniego spotkania z Castillo. To nie powinno się wydarzyć!
-Żartujesz?! Bardzo się cieszę, że przyjechałeś!
-Nnaprawdę? - pytam zdziwiony. Nie spodziewałem się, że będzie odnosić się do mnie z takim uśmiechem.. To jest takie dziwne.
-Oczywiście, że tak! -przytula mnie. Jezuu, jak mi tego brakowało! -Chodźmy do mnie. Londyn to strasznie nieprzewidywalne miasto. - na jej nastoletniej twarzy maluje się grymas, cholernie uroczy.
-Jesteś tego pewna?
-Oczywiście, że tak.
Anonymous ’s POV
Nie, nie, nie. To nie tak miało być! To ja miałem być na jego miejscu. On nie zasługuje na nią. Nie po tym co jej zrobił! Jak taki człowiek, który bez skrupułów bije kobiety może przytulać mą ukochaną!? Do cholery; jak?!
-Uspokój się. - słyszę tuż za sobą. Joker nie wie nawet co ja w tej chwili przechodzę! -Uspokój się!
Zaprzestaję na chwilę. Odwracam się ku memu wspólnikowi. Jej twarz nie wyraża nic.
-Przypominam Ci,że ja również przez to przeszłam. -w jej głosie aż można usłyszeć nadmiar zabójczego jadu.
-Jesteś egoistką. -rzucam ochoczo.
-Większego egoisty od Ciebie świat nie widział!
-Ale to Ty moja droga nie pozwoliłaś mi uratować tych pieprzonych marionetek! Bo kurwa co?! Tylko dlatego, że Cię zdradził w przeszłości! Zrozum,że Was nigdy nie było! Już od dawna jesteś dla niego martwa!
-Nienawidzę Cię!
-Kocham Cię!
Super rozdział
OdpowiedzUsuńA czy będzie D+V czy mogę sobie tylko pomarzyć.Co?
Ale i tak super
Życzę tobie pogodnych u wesołych świąt 🎄.
Podrówka Natalia
Genialny!
OdpowiedzUsuń