Capítulo 018

Violetta ’s POV
Londyn, Wielka Brytania (trzy dni później)


      Ponownie tu jestem. Znów stolica. Zjednoczone wyspy. To tu poczułam się przez krótką chwilę szczęśliwa. Ale moje szczęście odeszło. Pieprzyłam życie od samego początku, więc nie jest dziwny fakt, że teraz ciągle zmierzam pod wysoką górę stromą ścieżką. Mogłam się tego spodziewać, ale nigdy nie myślałam w ten sposób o przyszłości. Żyłam chwilą. Nie przejmowałam się niczym, a teraz są tego skutki. Nie potrafię poradzić sobie w życiu.
-Jak się czujesz? - pyta Will. Jest tu ze mną. To on mnie uwolnił. Pomógł mi, chociaż mnie nie znał. Skąd dowiedział się o moim istnieniu? Nie wiem. Ważne dla mnie jest to, że okazał mi wsparcie. Stał się moim rycerzem.Osobą, której każda mała dziewczynka pragnie mieć w przyszłości. Jestem i będę mu dozgonnie wdzięczna za ten czyn. Dla niego to może błahostka, ale dla mnie jest to życie.
-Lepiej, dziękuję. - obdarzam go uśmiechem. Podaje mi kubek z parującą cieczą. Gorąca czekolada. Czy już mówiłam, że uwielbiam tego chłopaka?

      Zajmuje miejsce obok mnie. Pozornie można by ocenić Will'a jako wpatrzonego w siebie idiotę, ale to tylko pozory. Jego wygląd daje wrażenie miejscowego Bad Boy'a, ale tak naprawdę świetny z niego człowiek. Ma uczucia i to jest w nim piękne.

      Upijam odrobinę gorącej czekolady. Ostatni raz piłam ją jako mała dziewczynka. Miałam wtedy 6 lat. Wyglądałam jak typowa dziewczynka. Kolorowa spódniczka oraz bluzka, szelki do kompletu i dwa warkoczyki. Dla osłody mama zawsze kupowała mi  lizaki oraz różnorakie słodkości. Wiem, możecie Ci się to wydawać wyidealizowane, ale takie właśnie było moje życie. Od 5. roku życia. Pierwsze pięć lat mojego życia spędziłam pod wodzą opiekunek. Rodzice pracowali, ale robili to dla mnie. Chcieli bym miała dogodne życie. Zapewnili mi start na dorosłe życie i choć zdarzały się momenty, kiedy nie chcieli się ze mną bawić, bądź  musieli na dłużej wyjechać - nie mam im tego za złe. Okazywali mi miłość a to w rodzinie jest najważniejsze, czyż nie? 
-Gerard wróci wieczorem. - informuje mnie. Mój ojciec. León kłamał. Nie miał racji zamieszczając w liście wątek z mym ojcem. On we mnie wierzył. Zwątpił, ale jego wiara powróciła. Uwierzył w swa córkę. Przyznał się do błędu. Wierzę mu. W końcu to mój ojciec...
-Zostaniesz ze mną? - pytam spoglądając na mego towarzysza. 
-A czy Anioł pozostawił swego grzesznika.
Ma racje, jestem grzesznikiem, ale nie przeszkadza mi to. Każdy grzesznik odnajdzie swą drogę ku Bogu.


León ’s POV

Sydney, Australia


      Z czułością spoglądam na Lu. Znów ją mam. Znów jest przy mnie. Moja królowa. Pani mego świata. Wewnętrzną stroną dłoni dotykam jej lekko zaróżowionego policzka. Zahaczam o jej wargi, które lekko rozchylone wyglądają bardzo ponętnie.

      Odnalezienie jej było najlepszym co mogło mnie w życiu spotkać. Przy niej zupełnie inaczej patrzę na świat. mój światopogląd nabiera kolorów. Ale czy jestem zakochany w tej drobnej blondynce.. Stanowczo tak.
Dołączenie się do paktu poległych było świetnym pomysłem. Dzięki temu mam mą miłości przy boku. Już nigdy jej nikomu nie oddam. Nie opuszczę jej aż do śmierci.

Narrator ’s POV
BBC  News

 Pożar w starej  hali  na obrzeżach stolicy. W  środku znajdowali się ludzie. Uwięzieni spłonęli wraz z halą.  Nikt nie przeżył (20 ofiar  śmiertelnych).
Anonymous ’s POV
      Serce mi się raduje. Czuję się fantastycznie. To takie niesamowite uczucie. Widząc zgubę tych wszystkich marionetek... Duma i radość mnie rozpierała. Pragnę takich widoków częściej. To co się czuję w takich chwilach jest nie do opisania. Łaknę jeszcze i jeszcze więcej. Uzależniam się od tego. Ich śmierć jest moim narkotykiem. Dwadzieścia ognistych dusz wystarczy mi tylko na chwilę. Głód niedługo ponownie da o sobie znać, a wtedy będą kolejni. Uzależnienie odejdzie wraz z nimi. Tylko garstka grzeszników pozostała. Ile to już, hmm... Cristian, Ludmila, Lara, Nathalia, Federico, Francesca, Diego.. Jeszcze trzech do kompletu. A potem cóż, nowe ofiary już czekają w kolejce.
 Anonymous ’s POV
      Cholera jasna! Co za Idioci! Jak mogli wpaść w tak beznadziejną pułapkę. Przecież szło się domyślić, że A coś kombinuje. Nie wierzę. Nadal w to nie wierze.
Nienawiść i zdenerwowanie ma nade mną władze. Odurzony chęcią zemsty zrzucam wszystko co popadnie. Jak można być takim zrypanym Idiotą? No kurwa jak!?
-Uspokój się. - słyszę w oddali jej głos. Czuję się jakbym był w zupełnie innym wymiarze. Takim gdzie jedyną zasadą jest chęć zemsty.
-Uspokój się! - czuję pulsujący ból. Dotykam pulsującego miejsca. Uderzyła mnie. Zdobyła się na to..
Przyciskam Jokera do najbliższej ściany. Agresywnie napieram na wargi mej przyjaciółki. Odpycha mnie. Szamota się, kopie. Napieram na nią jeszcze mocniej, agresywniej.
Nagle trafia to we mnie jak grom z jasnego nieba. Odskakuję od niej jakby była trędowata.
-Wyjdź stąd. - mówię przeczesując włosy dłonią. Nie reaguje. -Masz stąd wyjść! Natychmiast!
Nie poruszyła się nawet. Dziesięć, dziewięć, osiem... Kto to do cholery wymyślił.
-Nienawidzę Cię.
-Kocham Cię.

Lara ’s POV
 Londyn, Wielka Brytania

      W końcu jestem z nimi. Znów mogę zobaczyć Luke'a, Isabel, małą Louise.... Tęskniłam za nimi. Od lekarza prowadzącego dowiedziałam się, że przespałam ładne kilkanaście dni. Jestem zmęczona tak długim snem, ale chętnie bym jeszcze na chwilkę odpłynęła do Krainy Morfeusza. Słyszę dziecięcy śmiech. Spoglądam na wejście do sali. W framudze drzwi stoi Luke wraz z moją... kuzynką. Mała kuzyneczka...

      Obdarowuję ich uśmiechem. Tak słodko wyglądają. Jak ojciec z córką....
Mój Pan podchodzi do mnie. Kładzie obok mnie Louise i podchodzi do szklanych drzwi, które przymyka. Wraca do mnie i składa na mych spierzchniętych wargach pocałunek. Ohh, czyli wszystko między nami jest wyjaśnione? Nie rozumiem.
Pozostawia przy mnie Louise i zajmuje miejsce przy cholernie niewygodnym łóżku szpitalnym. Chwyta mą dłoń w swoją. Budzić się przy nich. Coś pięknego. Ale niemożliwe...
-Mogę zrobić Wam zdjęcie? - pyta lekko zmieszany. Takie odczucia u wielkiego prezesa? Niespotykane, a zarazem zabawne.
Przytakuję i obejmuję uśmiechniętą dziewczynkę. Kładzie swą malutką rączkę na mej twarzy. Kocham ją. Kocham ich. Z czułością patrzę na dziecko.

      Czemu to zrobiłam. Czemu popełniłam największy błąd w swoim życiu... A mogło być tak pięknie.
Brunet pokazuje mi zdjęcie wykonane swym iPhone'm najnowszej generacji.Słodko wyszłyśmy.
-Chce mieć tak zawsze. - mówi i składa pocałunek na mym czole. Czy to oznacza, że Luke chce mieć dzieci?
-Dwie najważniejsze kobiety w moim życiu. - ponownie chwyta mą dłoń, ale tym razem nie patrzy na mnie. Patrzy na najmłodszą z rodu Mebarak.
-Louise jest dla Ciebie ważna? - pytam zdziwiona. O ile mi wiadomo Brytyjczyk nie zbyt przepada za dziećmi a tu taka zmiana.
-Jesteście dla mnie najważniejsze. Ty oraz Twoja córka.

      Ohh, czyli on wie...


Edit; Witajcie drodzy parafianie... Nie no, to nie w moim stylu. :)
Troszkę się wydarzyło w tym rozdziale. Są dwie ofiary; Fede i Naty, ale jest również radosna część, gdyż Luke okazuje swą troskę "najważniejszym kobietom swego życia" :)
Kim jest A.? A kim są dwie tajemnicze postacie?
Tego dowiecie się w finale ,,Non volevo questo".
Przygotujcie się na nową dawkę mroku, cierpień i miłości.
See you! ;*

P.s. Wesołych Mikołajek!!
Pamiętajcie o bloku reklamowym o 18;45!! Jest on emitowany na kanale Polsat. Pieniądze są jak co roku przeznaczane na osoby ciężko chore. Okażmy swe wsparcie potrzebującym. Dla nas to tylko 5 minut spędzonych przed tv ale dla nich ratunek!! ❤

Komentarze

  1. Czudowny!
    Już sie boję co wymyślisz!
    Mam się bać?
    Ten rozdział posiada dwie strony dobrą i złą!
    Hah ta mądra ja !
    Głód nie sprzyja myśleniu!
    Rozdział BOMBA!
    Pozdrawiam Zelka
    Ps: Dziękuję wzajemnie i postaram się oglądać

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty tyle powiem na ten rozdział

    Pozdrawiam Natalia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty