Capítulo 017

Nowa postać w zakładce ''Characters''

Anonymous ’s POV
      Z cichym jękiem rozpaczy spoglądam na jej zdjęcie. Wygląda inaczej. Zupełnie. To nie jest już ta sama dziewczyna sprzed dziesiątek dni. Ktoś obcy, nieznany memu sercu. Zresztą co ja wygaduję. Ona nigdy nie była bliska memu sercu. Od samego początku była mi obca. Czułem się przy niej jak intruz. Osłabiła mnie. Zniszczyła. Zabrała życie... Potraktowała mnie jak śmiecia. Najpierw rozkochała, a później porzuciła na pastwę losu. Nie wiem czy będę w stanie jej kiedykolwiek przebaczyć. Spojrzeć bez odruchu nienawiści wprost w jej oczy, ale wiem jedno. Kocham ją. 

Narrator ’s POV
      Postać bez uczuć. Stworzenie bestialskie. Tylko najgorszymi epitetami można nazwać to nieudane stworzenie. Bestia połączyła przypadkowe osoby. Nie byli niczemu winni. Nie znali owej bestii, jednak ona obrała ich na swój cel. Powód? Miłość, zazdrość [...] Miała i nadal ma zakryte oczy tymi uczuciami. Małe szanse są na to, by kiedykolwiek przejrzała, ujrzała prawdziwy świat, który nie jest aż taki zły. Jednak to stworzenie nie chce. Chce być słabym stworem. Chce być zmiechem, który zabija. Zmieszańcem bez uczuć dobra. Łaknie śmierci. Oglądając konanie przeciwnika jest uradowana. To jej powołanie. Jej upodobanie. Radość czerpana z upadku śmiertelnego niewinnego grzesznika.


Will ’s POV
Madryt, Hiszpania

      Staję przed budynkiem zbudowanym z białej cegły. Obskurnie wyglądająca posiadłość nie zachęca niczym. No może zachęca do jednego - ucieczki. Gdybym osobiście znajdował się w środku tego dziadostwa to bym zwiał nawet przez komin. Chowam dłonie do kieszeni spodni i ruszam w dalsza drogę. Gdyby nie Anioł Grzeszników nigdy bym się tu nie zjawił. Moja noga nie postała by nawet na terenie tego miejsca.

      Próg zakładu psychiatrycznego, który oddziela swoje tajemnice od świata. Wielka, niewidzialna kurtyna. Po raz pierwszy od dawna odczuwam w sobie niepokój połączony z obrzydzeniem. Niepokój - to jasne, samo miejsce jest upiorne, ale dlaczego obrzydzenie... Przecież Ci ludzie nie są niczemu winni. Słaba psychika ich wykończyła, ale nie ją. Ona jest silna. Nawet bardzo silna. Utrzymywała swoje zdanie, broniła swego przekonania. Niestety źle na tym wyszła. Nikt jej nie uwierzył.  Padła ofiarą manipulacji i braku wiary. Cenię ją za to. Niesamowita z niej kobieta.


***

      Od kilku minut czekam na nią. Nie wpuszczono mnie do jej sali. Odpuściłem. Potem słyszałem krzyk. Jej krzyk. Serce zaprzestawało swej pracy. Nie słyszałem jeszcze, by ktoś tak przeraźliwie krzyczał.

      W końcu ją zobaczyłem. Jej twarz, fioletowe włosy bez blasku, zmęczone oczy. Wyglądała jak upiór w ludzkiej skórze. Miała zmieszany wyraz twarzy, kiedy mnie ujrzała. Spojrzała wprost w me oczy. Widziałem strach, ból, rozpacz, tęsknotę, złość, nienawiść. Istna burza kryła się w oczach tej dziewczyny.
Powolnie wstałem z niewygodnego krzesła. Zrobiłem krok w jej stronę. Cofnęła się. Jeny, jaka ona lękliwa. To nie ona. Nie ta sama dziewczyna. To nie jest grzesznik. Przede mną stoi niewolnik. 
Ponownie poruszam się o krok do przodu. Tym razem pozostaje w bezruchu. Przenikliwym wzrokiem skanuje każdy, nawet najmniejszy ruch z mojej strony. Dzieli nas nie więcej niż pół metra. Wyciągam swą dłoń w kierunku dziewczyny upiora. Widoczny dreszcz przebiega przez jej ciało, jednak nadal się nie rusza. Dotykam wnętrzem dłoni jej blady policzek. Przechyla głowę na bok i przymyka powieki. Chwyta mą dłoń między swoje, jednak nadal mnie nie odtrąca.
-Uwolnię Cię z tego. -mówię cicho. Roztwiera oczy. Teraz nie wyrażają one nic. Zupełna pustka. -Uwolnię Cię, obiecuję. - mówię wyraźniej. Kąciki jej ust drgają ku górze, jednak ostatecznie nawet cień uśmiechu nie przebiega przez jej twarz. 
Sunę kciukiem po wyraźnie zarysowanej kości policzkowej aż do pełnych, malinowych warg. Przejeżdżam po nich opuszkami palców. Nie reaguje.  Stała się taka bezuczuciowa. Odporna na uczucia. Czy uda mi się ją naprawić? Spróbuję. Oddam życie za jej uśmiech. 

Narrator ’s POV
      Bestia nie mogła usiedzieć w miejscu. Była wściekła na swego wspólnika. Od kilku dni nie miała z nim kontaktu. Jej cierpliwość odpłynęła w niepamięć. Bestia od kiedy tylko sięgnąć pamięcią była w gorącej wodzie kąpana. Nie potrafiła utrzymać jednego stałego miejsca przez więcej niż minuta. Każde sprzeciwienie się jej potęgowało w niej złość. Dlaczego nie pozbędzie się wspólnika, tak jak podwładnych, którzy zrobili coś co jej się nie spodobało. Korona ognistych dusz i berło grzeszników skąpanych w rzecze Styks były w jej władaniu. Dlaczego, więc akurat jego ma oszczędzić? Zmiech mógłby zniszczyć tego przeciwnika, ale czy ty byłbyś w stanie zabić własnego brata...


Federico ’s POV
Londyn, Wielka Brytania


      Groza. Niebezpieczeństwo. Męczeństwo. Niewolnictwo. Przegrana. Śmierć. 
Te sześć rzeczy łączy podwładnych A. W tym również mnie i Nathalię. Czemu zgodziliśmy się brać udział w tej grze? Nigdy nie pragnąłem stać się marionetką życia i śmierci. Zguby i zbawienia.
Wraz z Hiszpanką zmierzamy ku opuszczonej hali na obrzeżach miasta. Kilka kilometrów od jakiejkolwiek cywilizacji, ludności. Bezludzie. No oczywiście; idealne miejsce na spotkanie marionetek A. Przebrzydła bestia. Nie ośmieliłbym się nawet pomyśleć, że ktoś na tym nic nie wartym świecie będzie aż taką kreatura. Mordować z zimną krwią? ..Nie dziękuję, to nie dla mnie'' - rzekłbym tak jeszcze parę tygodni wstecz, a dziś kiedy ktoś zada mi pytanie; ,,Dlaczego to robisz?'' moja odpowiedź jest następująca - ,,Z miłości do grzesznika''.


***

      Stajemy pośród reszty podwładnych A. Egzekutorzy. Jesteśmy słabymi ludźmi. Daliśmy się manipulacji. Nienawidzę tej bestii. Nikt ze zgromadzonych nie raczył się nawet odezwać. Bał się. Nie chciał ucierpieć. Walczymy o swe własne życia i rodziny. Poświęcamy się, ale czy ktoś nam za to podziękuję? Nie, wszyscy mają nas w głębokim poważaniu.
-Witajcie zmiechy.
Odwracam się w stronę, z której dobiega głos. Zakapturzona postać. No oczywiście, żadna nowość. Dotychczas schylona postać unosi na nas wzrok. Maska wenecka. Tego się nie spodziewałem.
-Pokłońcie się przed królem! - donośny głos roznosi się echem po hali. Po cholerę tak się wywyższasz... Zginiesz!

      Zgromadzeni krzyczą. Wykrzykują jedno znaczące słowo; śmierć. Mam dość tej szopki.

Narrator ’s POV
      Płonie ona. Płonie on. Płoną dusze. Odchodzi życie.  Wybacz Panie grzesznikowi, że zwątpił w Twą moc.


Edit; Wybaczcie za ten bezsensowny rozdział! Jestem chora, głowa boli jak cholera, a zatoki wołają o litość... ;p Nudzi mi się w domu, więc postanowiłam nabazgrać nowy rozdział. Fajnie odciąć się od wszystkiego co Cię otacza i wejść w świat literatury. :)
Przechodząc do rozdziału; zakończenie trochę nietypowe i tajemnicze. Jest to wers, który już pojawił się w treści tego fanfic'u. Kogo dotyczy? Zostawiam Was z tym pytaniem.
Jeżeli pojawiły się jakieś błędy to z góry przepraszam. Jestem lekko przemęczona z powodu przeziębienia i nie wyłapie ich wszystkich.
Do następnego! 
Enjoy! 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty