Alma vacía
Jesteś dla mnie wszystkim, więc odrodzę się z miłości
Wciąż mi zimno, bo nie ma Cię, aż niebo zszarzało już
Mogę czekać wiele lat, marząc że przyjdziesz do mnie
Bo bez Ciebie to życie nie ma sensu
Jak ja tego nienawidzę! Nowa szkoła, nowi ludzie, nowe otoczenie.
Nic gorszego chyba nie ma na tym jakże nędznym świecie. W Glasgow miałam
przyjaciół - osoby, które musiałam porzucić. To takie niesprawiedliwe. .
Chwila, przecież życie jest niesprawiedliwe.
Pierwszy dzień w nowej szkole. Po prostu będę bawiła się niesamowicie! Wyczuwacie ten sarkazm?
Z wielkim niechceniem wstaję z łóżka. Mozolnym krokiem podążam do szafy, z której wyciągam cieplejsze ubrania. No cóż, Panie i Panowie to jest właśnie Londyn. Miasto, w którym deszcz może spaść z nieba w każdej chwili. Urokliwe, prawda?
Kierując się niczym tempem ślimaka do mojej osobistej łazienki, próbuję odwlec ten dzień. Tak bardzo nie chce mi się ruszyć poza teren posesji należącej od niedawna do mojej mamy. Odkąd tylko pamiętam byłam przeciwna zmianie otoczenia. Te całe zapoznawania nowych ludzi, kulturalne zachowania by nie zrazić nikogo. . . Ugh, jak ja tego nienawidzę!
Nie trudząc się z zejściem po schodach, zjeżdżam po poręczy schodów. Z nie dość cichym jękiem ląduje na podłodze tuż przed wejściem do salonu. Uwielbiam me szczęście!
Punkt
12 wszyscy uczniowie zmierzali ku stołówce. Wszyscy prócz mnie. Ja
wolałam udać się na dziedziniec. Niektórzy wykorzystywali czas
przeznaczony na lunch, by móc iść zapalić papierosa przed szkołę, ale to
były wyjątki.
-Na pewno nie chcesz iść ze mną? - pyta Danielle. Brunetka, która poznałam od razu po przekroczeniu progu liceum. Siedziała w kącie zacięcie pochłaniając wersy Tessy Thaomas'a Hardy'iego. Stała nad nią grupka osób szydzących z niej. Dlatego iż jestem przeciwna znęcaniu się nad innymi, hardo udałam się ku nim. Próbując przemówić im do rozsądku przemawiałam kulturalnie, ale kiedy to nie poskutkowało zasięgłam po słowa urozmaicające język. Ku memu zdziwieniu odeszli od razu, jednakże zanim to zrobili spojrzeli na mnie przerażeni. Nie wiedząc o co chodzi uśmiechnęłam się w duchu. Dzięki memu sercu zdobyłam już sprzymierzeńca. Mam tylko nadzieję, że wiernego.
Pierwszy dzień w nowej szkole. Po prostu będę bawiła się niesamowicie! Wyczuwacie ten sarkazm?
Z wielkim niechceniem wstaję z łóżka. Mozolnym krokiem podążam do szafy, z której wyciągam cieplejsze ubrania. No cóż, Panie i Panowie to jest właśnie Londyn. Miasto, w którym deszcz może spaść z nieba w każdej chwili. Urokliwe, prawda?
Kierując się niczym tempem ślimaka do mojej osobistej łazienki, próbuję odwlec ten dzień. Tak bardzo nie chce mi się ruszyć poza teren posesji należącej od niedawna do mojej mamy. Odkąd tylko pamiętam byłam przeciwna zmianie otoczenia. Te całe zapoznawania nowych ludzi, kulturalne zachowania by nie zrazić nikogo. . . Ugh, jak ja tego nienawidzę!
***
Nie trudząc się z zejściem po schodach, zjeżdżam po poręczy schodów. Z nie dość cichym jękiem ląduje na podłodze tuż przed wejściem do salonu. Uwielbiam me szczęście!
-Córuś,
co ja Ci mówiłam na temat Twego przemieszczania się z piętra na parter?
- pyta z lekkim wyrzutem blond włosa kobieta zwana mą mamą. Od
młodzieńczych lat podziwiam tą osobę. Jest niczym mój guru. Ma idolka.
Najpierw przeżyła piekło z ojcem, z którym zresztą nie utrzymuję
kontaktu ( na jego własne życzenie). Wychowała trójkę dzieci, mnie oraz
moich braci, którzy obecnie
prowadzą już swoje osobiste życia rodzinne. Nie pozwoliła nam się
stoczyć. Stawiała nas ponad wszystko. Ponad siebie samą. Starała się
robić wszystko by prowadzić nasze życie na jako takim poziomie. Łapała
się wszystkich możliwych prac, by niczego nam nie brakowało. Nigdy nie
chodziliśmy głodni. Dbała o nas, doradzała, pomagała. . . i
najważniejsze - kochała. Wiadomo, po uwolnieniu się od ojca nie tak od
razu wszystko było kolorowe. Całą czwórką pracowaliśmy na to, by nasze
relacje rodzinne pozostały jak najlepsze. Potem mama podjęła się nowego
wyzwania, gastronomia. Na początku wiadomo, trudno o klientów. Ale teraz
wszystko dobrze się układa. W końcu, dla chcącego - nic trudnego.
-Tak, tak. Wiem mamuś. Ale w końcu. . .
-Co Cię nie zabije, to Cie wzmocni. Tak, wiem. Słyszałam to już mnóstwo razy. - odpowiada z lekkim uśmiechem. Już mówiłam, że to Anioł, a nie kobieta? Nie, no cóż. Objaśniam Wam to teraz z najszerszym uśmiechem i dłonią przyłożona do lewej strony klatki piersiowej. Z czysty sercem jak i sumieniem mogę tak stwierdzić.
Zasiadam na stołku barowym przy wyspie kuchennej. Rodzicielka stawia przede mną talerz z kilkoma kanapkami oraz kubek z parującą cieczą. Hmm, English Breakfast Tea. Jak ja kocham tą kobietę. Zna mnie na wylot. Dziękuję jej szczerym uśmiechem. Stresu jak to nie którzy nie miała typu; ,, nic nie przełknę, bo za bardzo się stresuję'' czy ,,dziś żywię się tylko stresem''. Osobiście bawi mnie takie zachowanie. Nie znajdę przyjaciół, mówi się trudno. Ważne by sobie samemu być przyjacielem.
Nie śpiesząc się z niczym, w spokoju spożywam posiłek. Odwlekam pójście do szkoły jak to jest tylko możliwe. Powód? Nie chce mi się ruszyć z domu. Po niespełna kilku minutach postanawiam, jednak wyjść do ludzi. Żegnając mamę całusem w policzek, wychodzę z domu.
Cholera! Nie wiedziałam, że jest aż tak zimno! Jak na wrzesień to lekkie przegięcie. Chowam dłonie do kieszeni kurtki i ruszam w kierunku placówki edukacyjnej. Na szczęście od niej dzieli mnie tylko chwila.
Przystaję w miejscu przed dziedzińcem londyńskiego liceum. No cóż, szkoła jak szkoła. Rozglądam się dookoła. Nastolatkowie palący papierosy pod drzewami, osoby zaczytane, gdzieniegdzie wpatrzeni w telefony. Żadna nowość.
Zaczynają piec mnie policzki. Zimno wokół. Gdyby nie mogło być choć odrobinę cieplej. Chylę czoła ku ziemi. Wpatrując się w swe buty przemierzam kolejne metry dzielące mnie od wejścia do budynku. Nagle zderzam się z czymś, a raczej z kimś. Unoszę wzrok ku górze. Widzę wpatrujące się we mnie przenikliwie tęczówki w odcieniu pięknej zieleni. Spoglądam na właściciela urzekających mnie oczu. Przystojny chłopak o kruczoczarnych włosach. Bardzo przystojny.
Kiedy zdaję sobie sprawę, ze zbyt długo wpatruję się w nieznajomego bruneta, zażenowana spuszczam wzrok, a zarumienione od zimna jak i od lekkiego wstydu policzki chowam we włosach.
-Przepraszam. - szepczę cicho, nie unosząc nawet wzroku.
-Nic się nie stało Aniele. - co przepraszam? Czy ten chłopak nazwał mnie ,,Aniołem''? -Ale musi być zadośćuczynienie.
-Słucham?
-Podnieść na mnie swe piękno oczy, Aniele.
-Nie jestem Aniołem. - szepczę zażenowana. Może nie byłoby to, aż tak bardzo upokarzające, gdyby nie fakt, że patrzy na nas połowa szkoły oraz towarzysze nieznajomego.
-Skoro nie Aniołem to złodziejką. - szepcze wprost do mego ucha. Na pewno barwa mych policzków stała się intensywniejsza o co najmniej jeden ton. -Oczekuję zadośćuczynienia.
-Chodzi Ci o pieniądze? - pytam zbita z tropu.
-Spotkanie wystarczy. - mówi z wyczuwalnym rozbawieniem w głosie.
-Ddobrze, zgadzam się. - mówię nadal uporczywie wpatrując się w czubki mych czarnych litów. Nie potrafię nawet się ośmielić by spojrzeć mu w oczy.
-Nie przejmuj się. Kiedyś każdy, zawitał tu po raz pierwszy.
-Skąd wiesz, że. . .
-Miłego dnia, Aniele.
-Tak, tak. Wiem mamuś. Ale w końcu. . .
-Co Cię nie zabije, to Cie wzmocni. Tak, wiem. Słyszałam to już mnóstwo razy. - odpowiada z lekkim uśmiechem. Już mówiłam, że to Anioł, a nie kobieta? Nie, no cóż. Objaśniam Wam to teraz z najszerszym uśmiechem i dłonią przyłożona do lewej strony klatki piersiowej. Z czysty sercem jak i sumieniem mogę tak stwierdzić.
Zasiadam na stołku barowym przy wyspie kuchennej. Rodzicielka stawia przede mną talerz z kilkoma kanapkami oraz kubek z parującą cieczą. Hmm, English Breakfast Tea. Jak ja kocham tą kobietę. Zna mnie na wylot. Dziękuję jej szczerym uśmiechem. Stresu jak to nie którzy nie miała typu; ,, nic nie przełknę, bo za bardzo się stresuję'' czy ,,dziś żywię się tylko stresem''. Osobiście bawi mnie takie zachowanie. Nie znajdę przyjaciół, mówi się trudno. Ważne by sobie samemu być przyjacielem.
Nie śpiesząc się z niczym, w spokoju spożywam posiłek. Odwlekam pójście do szkoły jak to jest tylko możliwe. Powód? Nie chce mi się ruszyć z domu. Po niespełna kilku minutach postanawiam, jednak wyjść do ludzi. Żegnając mamę całusem w policzek, wychodzę z domu.
Cholera! Nie wiedziałam, że jest aż tak zimno! Jak na wrzesień to lekkie przegięcie. Chowam dłonie do kieszeni kurtki i ruszam w kierunku placówki edukacyjnej. Na szczęście od niej dzieli mnie tylko chwila.
Przystaję w miejscu przed dziedzińcem londyńskiego liceum. No cóż, szkoła jak szkoła. Rozglądam się dookoła. Nastolatkowie palący papierosy pod drzewami, osoby zaczytane, gdzieniegdzie wpatrzeni w telefony. Żadna nowość.
Zaczynają piec mnie policzki. Zimno wokół. Gdyby nie mogło być choć odrobinę cieplej. Chylę czoła ku ziemi. Wpatrując się w swe buty przemierzam kolejne metry dzielące mnie od wejścia do budynku. Nagle zderzam się z czymś, a raczej z kimś. Unoszę wzrok ku górze. Widzę wpatrujące się we mnie przenikliwie tęczówki w odcieniu pięknej zieleni. Spoglądam na właściciela urzekających mnie oczu. Przystojny chłopak o kruczoczarnych włosach. Bardzo przystojny.
Kiedy zdaję sobie sprawę, ze zbyt długo wpatruję się w nieznajomego bruneta, zażenowana spuszczam wzrok, a zarumienione od zimna jak i od lekkiego wstydu policzki chowam we włosach.
-Przepraszam. - szepczę cicho, nie unosząc nawet wzroku.
-Nic się nie stało Aniele. - co przepraszam? Czy ten chłopak nazwał mnie ,,Aniołem''? -Ale musi być zadośćuczynienie.
-Słucham?
-Podnieść na mnie swe piękno oczy, Aniele.
-Nie jestem Aniołem. - szepczę zażenowana. Może nie byłoby to, aż tak bardzo upokarzające, gdyby nie fakt, że patrzy na nas połowa szkoły oraz towarzysze nieznajomego.
-Skoro nie Aniołem to złodziejką. - szepcze wprost do mego ucha. Na pewno barwa mych policzków stała się intensywniejsza o co najmniej jeden ton. -Oczekuję zadośćuczynienia.
-Chodzi Ci o pieniądze? - pytam zbita z tropu.
-Spotkanie wystarczy. - mówi z wyczuwalnym rozbawieniem w głosie.
-Ddobrze, zgadzam się. - mówię nadal uporczywie wpatrując się w czubki mych czarnych litów. Nie potrafię nawet się ośmielić by spojrzeć mu w oczy.
-Nie przejmuj się. Kiedyś każdy, zawitał tu po raz pierwszy.
-Skąd wiesz, że. . .
-Miłego dnia, Aniele.
Chcę się wpisać w Twoją ciszę i zatrzymać ten czas
-Na pewno nie chcesz iść ze mną? - pyta Danielle. Brunetka, która poznałam od razu po przekroczeniu progu liceum. Siedziała w kącie zacięcie pochłaniając wersy Tessy Thaomas'a Hardy'iego. Stała nad nią grupka osób szydzących z niej. Dlatego iż jestem przeciwna znęcaniu się nad innymi, hardo udałam się ku nim. Próbując przemówić im do rozsądku przemawiałam kulturalnie, ale kiedy to nie poskutkowało zasięgłam po słowa urozmaicające język. Ku memu zdziwieniu odeszli od razu, jednakże zanim to zrobili spojrzeli na mnie przerażeni. Nie wiedząc o co chodzi uśmiechnęłam się w duchu. Dzięki memu sercu zdobyłam już sprzymierzeńca. Mam tylko nadzieję, że wiernego.
-Na pewno. Muszę się na chwilę przewietrzyć.
-Może pójdę z Tobą. - proponuje uparcie.
-Dam sobie radę.
-No dobrze. - zgadza się po chwili. -Tylko Vilu, proszę Cię. Uważaj na siebie. -rzecze troskliwym tonem.
-A co może mi się stać na terenie szkoły? - pytam żartobliwie.
-Są tu osoby, które nie są odpowiedni dla Ciebie.
-Może pójdę z Tobą. - proponuje uparcie.
-Dam sobie radę.
-No dobrze. - zgadza się po chwili. -Tylko Vilu, proszę Cię. Uważaj na siebie. -rzecze troskliwym tonem.
-A co może mi się stać na terenie szkoły? - pytam żartobliwie.
-Są tu osoby, które nie są odpowiedni dla Ciebie.
Poruszać się między pocałunkami i wciąż czuć
Wpatrując
się w pustą przestrzeń zaciągam się papierosem. Pomimo faktu iż od
kilku miesięcy nie palę, zawsze wolę mieć zapasową paczkę Marlboro.
W takich przypadkach jak ten lubię sięgnąć po używkę zawierającą
nikotynę. Co mnie podkusiło do takiego czynu? Nie wiem jak to obrać w
słowo. Może nie, 'nie wiem' jak nie potrafię. To co usłyszałam od
Danielle parę chwil temu lekko mną wstrząsnęło. Kiedy powiedziała, a
raczej wskazała osobę, na którą mam uważać o mało co nie zachłysnęłam
się powietrzem.
-Czemu uciekasz od ludzi, Aniele?
Błagam, znów?! Czy on się ode mnie odczepi? Nie chcesz przecież tego Idiotko! Chcesz być jego Aniołem.
-Uciekam
od Ciebie. - szepczę i po raz kolejny zaciągam się papierosem. Dym
wypełnia me płuca. Wydycham go. Dym obejmuje kształt niemo podobny do
serca. Kącik ust unosi się ku górze.
-Dlaczego
to robisz? - pyta. Wzruszam ramionami. Nie potrafię udzielić mu
odpowiedzi na to pytanie. Siada na murku szkolnym. Jest blisko mnie.
Zbyt blisko. Wyrywa mi używkę, która jeszcze sekundę temu zajmowała
miejsce między mymi palcami. Sam zaciąga się papierosem. Przetrzymuje
dym w płucach i wypuszcza go w mą twarz. Uśmiecham się w duchu na ten
czyn. Szybko, jednak 'wracam na ziemię' i formuję usta w grymasie. Nie
udaje mi się chyba to jednak, gdyż wokół nas rozchodzi się jego
melodyjny śmiech. Jest niczym wymarzona muzyka.
-Więc czemu?
-Co czemu?
-Dlaczego chcesz ode mnie uciec?
-Nie wiem czemu, ale nie potrafię Ci odpowiedzieć na to pytanie.
-Wierzysz
w uprzedzenia dotyczące mej osoby? - pyta, na co ja nieśmiało
przytakuję. Wiem, nie powinnam oceniać go po słowach osób trzecich, ale w
głębi serca odczuwam strach. Przed czym? Sama chciałabym to wiedzieć...
-Jestem chłopakiem, przed którym ostrzegali Cię rodzice kiedy byłaś małą dziewczynką.
-O czym Ty mówisz?
-Trzymaj się ode mnie z daleka, Aniele.
Poczekam, bo nauczyłaś mnie jak teraz żyć
Odszedł. Tak po prostu. Zostawił mnie. Porzucił z bijącymi się nawzajem myślami. Czy czuję się lepiej bez niego? A powinnam?
Od
naszej ostatniej rozmowy minął tydzień. Siedem dni. 168 godzin temu po
raz ostatni nazwał mnie Aniołem. Czy powinnam odczuwać radość wiedząc,
że oddalił się ode mnie? Jeżeli tak, to - nie czuję tego. Choć znam go
tak krótko, czuję pustkę. W ciągu kilku godzin wpisał się do mego serca.
Jako kto? Zły chłopak z opowieści? Nie. Zapamiętałam go jako osobę
pogrążoną we własnej duszy. Duszy Anioła. Może to śmieszne, ale
udzieliło mi się to zamiłowanie do skrzydlatych stwórców Pana.
Uporczywą ciszę przerywa ciche pukanie do drzwi. Ciche ,,proszę'' opuszcza me usta. Zza drewnianej powłoki wychyla się moja mama. Kieruję w jej kierunku -niestety- wymuszony uśmiech. Odkładam laptopa na bok i całą swą uwagę skupiam na kobiecie.
-Kochanie, mam coś dla Ciebie. - rzecze wręczając mi ozdobne pudełeczko niewielkich rozmiarów oraz jedną, krwistoczerwoną różę. Patrzę na nią zdziwiona. Nie przypominam sobie by dziś było jakieś święto zarezerwowane dla mnie, tj. urodziny, bądź imieniny. -Nie patrz tak na mnie. Znalazłam to przed drzwiami Twego pokoju.
Patrzę na nią zdziwiona jak i wystraszona. Przed drzwiami mego pokoju? Przecież najpierw ktoś musiał przedostać do wnętrza domu. Jakim cudem umknęło to uwadze mej rodzicielki?!
-Dziękuję. - mówię przyjmując podarunek. Uśmiecha się do mnie, po czym opuszcza mój pokój. Ponownie siadam na miękkim meblu, tym razem na jego krańcu. Kwiat odkładam na bok. Nie myśląc wiele, rozwiązuję czarną wstążkę, która oplata pudełeczko. Uchylam wieczko i odkładam je obok róży. Od razu w oczy rzuca mi się karteczka z odręcznie napisanym tekstem.
Uporczywą ciszę przerywa ciche pukanie do drzwi. Ciche ,,proszę'' opuszcza me usta. Zza drewnianej powłoki wychyla się moja mama. Kieruję w jej kierunku -niestety- wymuszony uśmiech. Odkładam laptopa na bok i całą swą uwagę skupiam na kobiecie.
-Kochanie, mam coś dla Ciebie. - rzecze wręczając mi ozdobne pudełeczko niewielkich rozmiarów oraz jedną, krwistoczerwoną różę. Patrzę na nią zdziwiona. Nie przypominam sobie by dziś było jakieś święto zarezerwowane dla mnie, tj. urodziny, bądź imieniny. -Nie patrz tak na mnie. Znalazłam to przed drzwiami Twego pokoju.
Patrzę na nią zdziwiona jak i wystraszona. Przed drzwiami mego pokoju? Przecież najpierw ktoś musiał przedostać do wnętrza domu. Jakim cudem umknęło to uwadze mej rodzicielki?!
-Dziękuję. - mówię przyjmując podarunek. Uśmiecha się do mnie, po czym opuszcza mój pokój. Ponownie siadam na miękkim meblu, tym razem na jego krańcu. Kwiat odkładam na bok. Nie myśląc wiele, rozwiązuję czarną wstążkę, która oplata pudełeczko. Uchylam wieczko i odkładam je obok róży. Od razu w oczy rzuca mi się karteczka z odręcznie napisanym tekstem.
Dlaczego nie powiedziałaś o grożącym niebezpieczeństwie?
Dlaczego mnie nie ostrzegłaś?
Kobiety wiedzą, przed czym się mieć na baczności, gdyż
czytają powieści, zdradzające wszystkie sztuczki. . .
Kącik ust unosi się ku górze. Cytat z Tessy. Ponownie
spoglądam wgłąb tekturowego opakowania. Wisiorek. Wisiorek z zawieszką w
kształcie skrzydlatej postaci. W dodatku złoty. Małe kryształki
ozdabiające skrzydła. Coś pięknego. On jest niemożliwy. . .
Nie zwracając uwagi na otaczający mnie świat zmierzam ku wejściu do szkoły. To już osiem dni jak zostałam uczennicą tutejszego liceum, osiem dni odkąd poznałam Danielle, która stała najbliższą mi się przyjaciółką, osiem dni, kiedy poznałam jego.
Będę czekać aż powrócisz
Przemierzając wraz z Danielle londyńskie ulice czuję się dobrze. Wiem, że znalazłam kogoś przed kim mogę się otworzyć. Wyjawić swe odczucia i przemyślenia. Odkąd tylko Clara odeszła, a wręcz uciekła ode mnie wystraszona minęło już parę dni. Od tych paru dni, praktycznie cała szkoła mnie unika, a kiedy sama podejdę do kogoś na korytarzu porozmawiać, widzę strach. Strach wypisany w oczach. Nie mam pojęcia czemu, przecież jestem tylko nastoletnią dziewczyną, która nie łaknie smutku innych.
Od lepszych dwudziestu minut czekam na Danielle w jej pokoju. Powiedziała, że musi załatwić pewną sprawę i kazała zaczekać na siebie. Szczerze, to tracę już powoli cierpliwość. Zapewniała, że zajmie jej to chwilę, dosłownie 5 minut, a tu proszę. Znudzonym wzrokiem spoglądam w kierunku okna. Na dworze zapanował już całkowity mrok. No cóż, uroki jesieni.
Słyszę huk dobiegający z parteru. Przez hałas podrywam się na równe nogi. Serce przyśpiesza. Postanawiam sprawdzić co spowodowało ten przerywnik panującej wokół ciszy.
Otwieram dębowe drzwi i na chwilę zamieram. Na korytarzu zastaję piękny widok. Płatki czerwonych róż rozsypane po podłodze oraz ustawione pod ścianami malutkie świeczki. Klimat tego miejsca uległ znacznej zmianie. Teraz jest tu tak... pięknie. Opuszczam sypialnie mej przyjaciółki i kieruję się dróżką usłaną 'kwiatem miłości'. Długi korytarz tak cudnie ozdobiony sprawia wrażenie tajemnicy. Skrywanego sekretu oraz zachwytu.
Podążając ku ścieżce, docieram na parter. Czuję się nieswojo. Dziś po raz pierwszy widzę wnętrze domu Brytyjki. Nie wiem nawet gdzie mogę podążać. Zdaję się na róże oraz malutkie płomyki świec.
Po niespełna dwóch metrach ścieżka dobiega końca. Stoję przed pomieszczeniem pogrążonym w panowaniu mroku. Nagle słyszę spokojną melodię. Cichą grę fortepianu. Dźwięk tego instrumentu poznam wszędzie. . .
Przekraczam próg pokoju mroku. Odczuwam zagubienie. Nie potrafię ruszyć się dalej.
Melodia ucicha. Jedynym dźwiękiem jest mój przyśpieszony oddech i głośne bicie serca. Głęboki wdech i ruszam dalej. Z każdym krokiem czuję się coraz lepiej. Ponownie zauważam blask tańczących płomieni. Ogarnia mnie spokój.
Melodia ponownie dociera do mych uszu. Tym razem towarzyszą jej słowa. Słowa wypowiadane aksamitnym głosem. Odczucia jakie mi towarzyszą są nie do opisania. Zupełnie jakbym była bohaterką powieści przepełnionej romantyzmem.
Przekraczam próg nikło bijącego sercem płomyków świec oraz muzyki pokoju. Z zapartym tchem rozglądam się po pomieszczeniu. Z pozoru wygląda jak pospolity salon, ale nie tym razem. Wszystko pięknie przyozdobione, cudnie pachnącymi dziećmi natury. Róże. Kwiat pięknym, tym razem barwy herbacianej. Mą uwagę przykuwa fortepian. Instrument, a przy nim postać pochłonięta w wirze muzyki. Powolnym krokiem podchodzę do osoby pogrążonej w dźwiękach pięknej melodii. Dotykam dłonią ramienia 'nieznajomego', a po chwili staję przy jego boku. Zamieram. To on. Mój Anioł.
Śpiewa patrząc wprost w me oczy. Tonę w barwie jego oczu. Kolana miękną, ledwo mogę ustać z wrażenia. Nie zauważam nawet, kiedy przestaje grać. Uciekam od niego wzrokiem, kiedy wstaje od instrumentu. Podchodzi do mnie, a ja odruchowo cofam się w tył. Nie potrafię wykrztusić nawet słowa. Ponawia próbę podejścia do mnie. Tym razem pozostaję w miejscu. Chwyta za mą dłoń i prowadzi na sam środek pokoju dziennego. Nie stawiam oporu. Ulegam jego urokowi. Umiejscawia swą dłoń na mej talii, a drugą nadal łączy z mą. Pomimo panującej wokół ciszy zaczynamy tańczyć. Brak muzyki jest tylko szczegółem. Istotniejszą sprawą jest rytm wybijany przez bicie naszych serc. To on dyktuje nam każdy krok.
Po upływie niewielkiej chwili nie wytrzymuje i zarzucam mu ręce na szyję. Przytulam się do niego. Oplata mnie swymi ramionami niczym bluszcz. Czuje się bezpieczna. Bezpieczna, przy nim.
Ale, ja . . .nie. Ja nie mogę. Wyrywam się mu. Widzę ból w jego oczach. Spoglądam w dół. Nie mogę spojrzeć mu wprost w oczy. Nie teraz, kiedy zadałam mu smutek.
Czuję jego dotyk. Taki. . . palący. Odsuwam się w bok. Znów to robi. Znów się zbliża. Już nie uciekam. To nie ma sensu. Przecież i tak mnie dopadnie. Prędzej, czy później, ale jednak.
-Czemu? Czemu nie chcesz być mą Anielicą?
Odważam się na niego spojrzeć. Jego wzrok stał się taki pusty.
-Ja nie jestem Aniołem.
-Skoro nie Aniołem to złodziejką.
-Diego. . .
-Czy nie odczuwasz wstydu kradnąc cudze serca, Aniele?
-Diego. . .
-Zostań mą księżniczką. Mą Panią. Mym Aniołem.
-Ja, ja nie. . .
Pada na kolana. Chyli czoła ku ziemi. Taki zgarbiony, bez krzty życia...
Padam tuż przy nim. Ani drgnie. Dłonią dotykam jego policzka. Dreszcz przebiega przez jego ciało. Widzę to. Palcami chwytam jego podbródek i unoszę go. Mam dostęp do bezkarnego wpatrywania się w jego przepełnione smutkiem oczy. Me serce wyje z bólu. Dusza na kolanach spoczywa, płacząc.
-Ostatnim koszmarem mym byłoby patrzenie na przepełnione smutkiem oczy Twe.
-Więc nie dopuść do tego.
-Jakże mam tego dokonać?
-Aniołem stań się mym.
-Diego. . .
-Prośba ma jedyna taka jest. Po spełnieniu jej skonać nawet mogę.
-Cóż mi po skonaniu Twym. Ból w mym sercu pozostawisz.
-Więc bądź przy mnie. Nie dopuść Anioła bólu by mą dusza zawładnął.
-A jeżeli pozostanę, otworzysz przede mną swe serce?
-Nie.
-Dlaczego? Czy o aż tak wiele proszę?
-Nie mogę otworzyć serca mego przed Tobą, gdyż Anielica ma, to serce ukradła. Ale mogę obiecać Ci jedno. Kochać będę Cię wiecznie.
-Ale czy to możliwe?
-Prawdziwa miłość przeszkód smaku nigdy nie zazna.
-A czy prośbę mogę mieć do Ciebie?
-Proś o co chcesz luba ma.
-Pocałuj mnie, mój Aniele.
Pójdę z Tobą, dlatego że chcę dać Ci mój świat
Nie zwracając uwagi na otaczający mnie świat zmierzam ku wejściu do szkoły. To już osiem dni jak zostałam uczennicą tutejszego liceum, osiem dni odkąd poznałam Danielle, która stała najbliższą mi się przyjaciółką, osiem dni, kiedy poznałam jego.
Po
raz kolejny już w tym miesiącu, przez własną nieuwagę - wpadam na
kogoś. Unoszę wzrok na ''poszkodowanego''. Clara. Coś czuję, że to
będzie okropny początek dnia.
-Uważaj jak łazisz Idiotko! - krzyczy na mnie. Wiem, że robi to specjalnie. Diva szkoły znów zwraca na siebie uwagę.
Rzucam w jej kierunku ciche ,,przepraszam'' i próbuję ją wyminąć. No cóż, nie udaje się.
-Ty
cholerna - jej krzyk ustępuje. Patrzę na nią zdziwiona, a ona na mnie.
Widzę strach czyhający w jej oczach. -To ja przepraszam. To moja wina. -
mówi szybko i oddala się w przeciwnym kierunku. Chwilę oglądam się za
nią, ale nie pozostaje mi nic innego jak tylko wzruszyć ramionami.
Będę czekać aż powrócisz
Przemierzając wraz z Danielle londyńskie ulice czuję się dobrze. Wiem, że znalazłam kogoś przed kim mogę się otworzyć. Wyjawić swe odczucia i przemyślenia. Odkąd tylko Clara odeszła, a wręcz uciekła ode mnie wystraszona minęło już parę dni. Od tych paru dni, praktycznie cała szkoła mnie unika, a kiedy sama podejdę do kogoś na korytarzu porozmawiać, widzę strach. Strach wypisany w oczach. Nie mam pojęcia czemu, przecież jestem tylko nastoletnią dziewczyną, która nie łaknie smutku innych.
-Vilu, masz jakieś plany na dziś wieczór? - pyta ni stąd, ni zowąd Dani.
-Nie, raczej nie.
-Przecież jest sobota. Weekend.
-I co w związku z tym?
-Nie masz ochoty gdzieś wyjść, zaszaleć?
-Nie odczuwam takiej potrzeby.
-Proszę Cię, Castillo. - patrzy na mnie z dezaprobatą wymieszaną z rozbawieniem - Choć ze mną na imprezę.
-Nie lubię takich klimatów. Alkohol i imprezy to nie moja bajka.
-Vilu, zgódź się. Jesteś pełnoletnią kobietą. Powinnaś łaknąć zabawy!
-Czemu
aż tak bardzo Ci na tym zależy? - pytam lekko zbita z tropu. W szkole
brunetka uchodzi za spokojną i poukładaną osobę. Czyżby były to tylko
pozory?
-Mam zaproszenie na domówkę, a nie chcę iść tam sama.
-Rozumiem, że chcesz bym z Tobą poszła, po to byś nie czuła się samotnie?
-Tak. Więc co? Pójdziesz?
-Tylko dlatego, że nie chcę byś czuła się odrzucona.
I zrobię wszystko, żeby znów Cię widzieć
Od dobrej godziny pozwalam Danielle bawić się mną jak lalką. Przebiera mnie to z z jednej sukienki w drugą, maluje, czesze. . . Czuję się jak marionetka, nad którą ma władze.
-A może powinnaś założyć
-Danielle!
-Tak? O co chodzi Vils?
-Może pozwolisz mi coś wybrać, okej?
-Ale. .
-Żadnego ,,ale'' Dani. Inaczej nigdzie z Tobą nie idę.
-Ugh, niech Ci będzie. - tupie nogą niczym pięcioletnie dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki. Patrzę na to z rozbawieniem. Podchodzę do szafy, w której mieści się zawartość mej garderoby, a raczej jej mała część, gdyż większość ubrań wala się po całym pokoju. Uważnie przeglądam to co pozostało na wieszakach. Mą uwagę zwraca czarna sukienka z dwoma białymi pasami na spódnicy. Pokazuję ją mej przyjaciółce, ale robi skwaszoną minę oraz okazuje swe zdanie przy użyciu gestykulacji dłoni co w połączeniu wygląda śmiesznie. Kusi mnie by parsknąć śmiechem, jednak powstrzymuję się, by nie urazić Brytyjki.
-Jest - spoglądam na nią groźnie, by wyrazić me zdanie. Sukienka mi się podoba i to właśnie ją mam zamiar założyć.Choćbym miała przekonywać ją do tego wiekami. -piękna. - odpowiada pośpiesznie wysilając się na uśmiech.
-W takim razie zakładam tą.
-A może powinnaś założyć
-Danielle!
-Tak? O co chodzi Vils?
-Może pozwolisz mi coś wybrać, okej?
-Ale. .
-Żadnego ,,ale'' Dani. Inaczej nigdzie z Tobą nie idę.
-Ugh, niech Ci będzie. - tupie nogą niczym pięcioletnie dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki. Patrzę na to z rozbawieniem. Podchodzę do szafy, w której mieści się zawartość mej garderoby, a raczej jej mała część, gdyż większość ubrań wala się po całym pokoju. Uważnie przeglądam to co pozostało na wieszakach. Mą uwagę zwraca czarna sukienka z dwoma białymi pasami na spódnicy. Pokazuję ją mej przyjaciółce, ale robi skwaszoną minę oraz okazuje swe zdanie przy użyciu gestykulacji dłoni co w połączeniu wygląda śmiesznie. Kusi mnie by parsknąć śmiechem, jednak powstrzymuję się, by nie urazić Brytyjki.
-Jest - spoglądam na nią groźnie, by wyrazić me zdanie. Sukienka mi się podoba i to właśnie ją mam zamiar założyć.Choćbym miała przekonywać ją do tego wiekami. -piękna. - odpowiada pośpiesznie wysilając się na uśmiech.
-W takim razie zakładam tą.
Uśmiecham się w jej kierunku. Jak chcę, to i na swoim postawię.
***
Od lepszych dwudziestu minut czekam na Danielle w jej pokoju. Powiedziała, że musi załatwić pewną sprawę i kazała zaczekać na siebie. Szczerze, to tracę już powoli cierpliwość. Zapewniała, że zajmie jej to chwilę, dosłownie 5 minut, a tu proszę. Znudzonym wzrokiem spoglądam w kierunku okna. Na dworze zapanował już całkowity mrok. No cóż, uroki jesieni.
Słyszę huk dobiegający z parteru. Przez hałas podrywam się na równe nogi. Serce przyśpiesza. Postanawiam sprawdzić co spowodowało ten przerywnik panującej wokół ciszy.
Otwieram dębowe drzwi i na chwilę zamieram. Na korytarzu zastaję piękny widok. Płatki czerwonych róż rozsypane po podłodze oraz ustawione pod ścianami malutkie świeczki. Klimat tego miejsca uległ znacznej zmianie. Teraz jest tu tak... pięknie. Opuszczam sypialnie mej przyjaciółki i kieruję się dróżką usłaną 'kwiatem miłości'. Długi korytarz tak cudnie ozdobiony sprawia wrażenie tajemnicy. Skrywanego sekretu oraz zachwytu.
Podążając ku ścieżce, docieram na parter. Czuję się nieswojo. Dziś po raz pierwszy widzę wnętrze domu Brytyjki. Nie wiem nawet gdzie mogę podążać. Zdaję się na róże oraz malutkie płomyki świec.
Po niespełna dwóch metrach ścieżka dobiega końca. Stoję przed pomieszczeniem pogrążonym w panowaniu mroku. Nagle słyszę spokojną melodię. Cichą grę fortepianu. Dźwięk tego instrumentu poznam wszędzie. . .
Przekraczam próg pokoju mroku. Odczuwam zagubienie. Nie potrafię ruszyć się dalej.
Melodia ucicha. Jedynym dźwiękiem jest mój przyśpieszony oddech i głośne bicie serca. Głęboki wdech i ruszam dalej. Z każdym krokiem czuję się coraz lepiej. Ponownie zauważam blask tańczących płomieni. Ogarnia mnie spokój.
Melodia ponownie dociera do mych uszu. Tym razem towarzyszą jej słowa. Słowa wypowiadane aksamitnym głosem. Odczucia jakie mi towarzyszą są nie do opisania. Zupełnie jakbym była bohaterką powieści przepełnionej romantyzmem.
Przekraczam próg nikło bijącego sercem płomyków świec oraz muzyki pokoju. Z zapartym tchem rozglądam się po pomieszczeniu. Z pozoru wygląda jak pospolity salon, ale nie tym razem. Wszystko pięknie przyozdobione, cudnie pachnącymi dziećmi natury. Róże. Kwiat pięknym, tym razem barwy herbacianej. Mą uwagę przykuwa fortepian. Instrument, a przy nim postać pochłonięta w wirze muzyki. Powolnym krokiem podchodzę do osoby pogrążonej w dźwiękach pięknej melodii. Dotykam dłonią ramienia 'nieznajomego', a po chwili staję przy jego boku. Zamieram. To on. Mój Anioł.
Śpiewa patrząc wprost w me oczy. Tonę w barwie jego oczu. Kolana miękną, ledwo mogę ustać z wrażenia. Nie zauważam nawet, kiedy przestaje grać. Uciekam od niego wzrokiem, kiedy wstaje od instrumentu. Podchodzi do mnie, a ja odruchowo cofam się w tył. Nie potrafię wykrztusić nawet słowa. Ponawia próbę podejścia do mnie. Tym razem pozostaję w miejscu. Chwyta za mą dłoń i prowadzi na sam środek pokoju dziennego. Nie stawiam oporu. Ulegam jego urokowi. Umiejscawia swą dłoń na mej talii, a drugą nadal łączy z mą. Pomimo panującej wokół ciszy zaczynamy tańczyć. Brak muzyki jest tylko szczegółem. Istotniejszą sprawą jest rytm wybijany przez bicie naszych serc. To on dyktuje nam każdy krok.
Po upływie niewielkiej chwili nie wytrzymuje i zarzucam mu ręce na szyję. Przytulam się do niego. Oplata mnie swymi ramionami niczym bluszcz. Czuje się bezpieczna. Bezpieczna, przy nim.
Ale, ja . . .nie. Ja nie mogę. Wyrywam się mu. Widzę ból w jego oczach. Spoglądam w dół. Nie mogę spojrzeć mu wprost w oczy. Nie teraz, kiedy zadałam mu smutek.
Czuję jego dotyk. Taki. . . palący. Odsuwam się w bok. Znów to robi. Znów się zbliża. Już nie uciekam. To nie ma sensu. Przecież i tak mnie dopadnie. Prędzej, czy później, ale jednak.
-Czemu? Czemu nie chcesz być mą Anielicą?
Odważam się na niego spojrzeć. Jego wzrok stał się taki pusty.
-Ja nie jestem Aniołem.
-Skoro nie Aniołem to złodziejką.
-Diego. . .
-Czy nie odczuwasz wstydu kradnąc cudze serca, Aniele?
-Diego. . .
-Zostań mą księżniczką. Mą Panią. Mym Aniołem.
-Ja, ja nie. . .
Pada na kolana. Chyli czoła ku ziemi. Taki zgarbiony, bez krzty życia...
Padam tuż przy nim. Ani drgnie. Dłonią dotykam jego policzka. Dreszcz przebiega przez jego ciało. Widzę to. Palcami chwytam jego podbródek i unoszę go. Mam dostęp do bezkarnego wpatrywania się w jego przepełnione smutkiem oczy. Me serce wyje z bólu. Dusza na kolanach spoczywa, płacząc.
-Ostatnim koszmarem mym byłoby patrzenie na przepełnione smutkiem oczy Twe.
-Więc nie dopuść do tego.
-Jakże mam tego dokonać?
-Aniołem stań się mym.
-Diego. . .
-Prośba ma jedyna taka jest. Po spełnieniu jej skonać nawet mogę.
-Cóż mi po skonaniu Twym. Ból w mym sercu pozostawisz.
-Więc bądź przy mnie. Nie dopuść Anioła bólu by mą dusza zawładnął.
-A jeżeli pozostanę, otworzysz przede mną swe serce?
-Nie.
-Dlaczego? Czy o aż tak wiele proszę?
-Nie mogę otworzyć serca mego przed Tobą, gdyż Anielica ma, to serce ukradła. Ale mogę obiecać Ci jedno. Kochać będę Cię wiecznie.
-Ale czy to możliwe?
-Prawdziwa miłość przeszkód smaku nigdy nie zazna.
-A czy prośbę mogę mieć do Ciebie?
-Proś o co chcesz luba ma.
-Pocałuj mnie, mój Aniele.
<3
OdpowiedzUsuń*-* piękne, cudowne ,fenomenalne <3 to jest tak romantyc ne ,że aż mi łezka poleciał :') masz ogromny talent ;*
OdpowiedzUsuń