Capítulo 011
Ludmila's POV
Madryt, Hiszpania
Przewracam się z boku na bok. Sen jak na złość nie chce zmorzyć mych powiek. Nie wiem czy to za sprawą wydarzeń dzisiejszego dnia, czy może chodzi tu o posiadłość ( niegdyś ) braci Hernández. Nie rozumiem dlaczego León chciał tu zostać. Przecież tu kryje się demon czyhający na ludzkie życia.
Spoglądam na mego ukochanego. On w porównaniu do mnie bez żadnych sprzeciwów Morfeusza dryfuje w przestworzach krainy krótko trwałego snu. Jego klatka piersiowa unosi się równomiernie informując o tym, że w przeciwieństwie do naszych znajomych, żyje.
Zegar wybija północ. Po raz enty przewracam się na bok. No do cholery; Ja chcę spać!
Zrywam się do pozycji siedzącej, kiedy słyszę krzyk. Przerażający.
-León. - szturcham go w ramię. Ani drgnie. Próbuję ponownie. Podobny rezultat. Wzdycham ciężko i wstaję z łóżka. Narzucam na siebie bluzę León'a. Kieruję się do drzwi. Naciskam na klamkę. Drzwi ustępują. Towarzyszu im piskliwe skrzypnięcie. Wychodzę z pokoju lekko stąpając po panelach. Będąc u szczytu schodów zauważam blady, a zarazem nikły blask wydobywający się z parteru. Serce zaczyna kołatać. Starając się nie zdradzić poruszam się najciszej jak tylko potrafię. Kiedy jestem na parterze próbuję nie pisnąć ze strachu, kiedy przed oczami miga mi postać. Kieruję się za nią do salonu. Pomieszczenie, które otacza mrok, a jedynym blaskiem jest światło świecy trzymanej przez zjawę.
-Nie bój się mnie. - słyszę znajomy głos zjawy. Tylko skąd ja znam ten głos. Postać odwraca się ku mnie i widzę ją. To ona. Violetta. Przeraźliwy pisk - choć z zamiarem - nie opuszcza mych ust. Przykładam dłonie do szyi. Żaden dźwięk nie wydobywa się z mej strony. Boże, boję się.
-Tylko Ty możesz mi pomóc. - podchodzi bliżej mnie. Odruchowo cofam się w tył.
-Pomóż mi, błagam. - bez wiedzy umysłu, przytakuję na znak zgody. Do cholery, Ludmila; ona nie żyje!
-Zakapturzona postać wstrzyknęła we mnie narkotyki.
-Ale co ja mam z tym wspólnego? - pytam nieświadoma odzyskania głosu.
-Zawieź mnie do szpitala, proszę.
-Ty nie żyjesz! - krzyczę mając nadzieję, że León mnie usłyszy.
-Zgadza się Ludmilo, ale Ty możesz oddać mi życie, które mi odebrano.
-Kto to zrobił? - pytam zbliżając się do Vilu.
-A.
Budzę się z krzykiem. Klatka piersiowa unosi się nierównomiernie, a serce bije jak oszalałe. Przykładam dłoń do czoła. Moje ciało zlane jest potem. Przypominam sobie o śnie.
-León! - szturcham go. Na szczęście ze skutkiem. Już po chwili uchyla powieki. Jego wzrok jest zaspany. Nic dziwnego, w końcu jest środek nocy.
-Co się dzieje, kochanie?
-Musimy jechać do szpitala.
Natychmiast zrywa się do pozycji siedzącej. Patrzy na mnie zmartwionym wzrokiem.
-Coś się stało?
-Wiem co stało się z Violettą.
-Kochanie..
-Pamiętasz te sms-y, które ostatnimi czasy dostajemy? - przytakuje - To właśnie ta osoba jest odpowiedzialna za dzisiejsze "cmentarzysko".
Luke's POV
Londyn, Wielka Brytania
Z politowaniem patrzę na dokumentację, którą muszę uzupełnić swym podpisem. Czasami mam dość tej firmy, ale gdyby nie ona - byłbym nikim. Ciężko pracowałem by wnieść me imperium na szczyt. Pomimo młodego wieku osiągnąłem wiele. Dużą część mogę przypisać sobie, ale gdyby nie moi bliscy, nie osiągnąłbym bym nic. Zupełnie. Możliwe, że gdyby nie ta firma i moje upodobania - byłbym teraz dość, że żonaty, ale i zapewne wypełniony dumą ojcowską. Jednakże co bądź, to bądź nie mam prawa narzekać.
Zamiar sięgnięcia po pierwszy plik dokumentów przerywa mi otworzenie z impetentem wielkich od podłogi po sufit, mahoniowych drzwi. Nim mam okazję zbesztać osobę zakłócająca mój spokój wchodzi ona. Ma piękności. Humor w ułamku sekundy się poprawia. Dokumenty odchodzą w zapomnienie. Teraz liczy się tylko i wyłącznie piękna szatynka.
Podchodzi do ciemnego, dębowego biurka i siada na nim zakładając nogę na nogę. Wygląda mega seksownie...
-Witaj ..
-Musimy porozmawiać, teraz.
***
Jak przednio cieszyłem się z wizyty mej ukochanej to teraz mam wielką ochotę dać jej porządną karę... Kurwa, opanuj swój popęd seksualny.
-Do cholery jasnej, Lara! Daj mi w końcu święty spokój!
-Nie dopóki nie powiesz mi kim jest A.
-To jest moja sprawa!
-Do cholery! Jesteś moim chłopakiem i
Nie wiem nawet kiedy moja dłoń spotyka się z jej policzkiem. Wyrzuty sumienia momentalnie we mnie uderzają. Przecież ja ją kocham. . .
-Nienawidzę Cię.
León's POV
Madryt, Hiszpania
Popijając kawę z papierowego kubeczka, próbuję wybudzić się z krainy snu. W nocy nie przespałem nawet lepszej godziny.
-Myślisz, że się uda? -blondynka kładzie głowę na mym prawym ramieniu. Z nią nie jest wcale lepiej. Jeżeli to będzie trwać dalej. . . ehh, ciężko ta nasza przyszłość.
-Lekarze obiecali jej pomóc.
-A co jeśli się nie uda?
-Kochanie, na pewno się uda. Violetta jest w dobrych rękach.
Spod przymrużonych powiek obserwuję pielęgniarki oraz lekarzy przemierzających szpitalny korytarz. Mogliby chociaż poinformować nas o stanie Hiszpanki.
Opieram tył głowy o ścianę. Zmęczenie góruje nade mną. Tak bardzo chciałbym zasnąć. Chociażby na chwilę.
-Przepraszam.
Uchylam ciężkie powieki. Starszy, siwiejący mężczyzna w białym kitlu stoi przede mną. Patrzy wyczekująco.
-O co chodzi? - pytam lekko zamroczony. Brak snu stanowczo daje o sobie znać.
-Panienka Castillo jest obecnie w śpiączce farmakologicznej.
-Czyli. . .udało się?
-Przedawkowanie używek doprowadziło do zatrzymania akcji serca, tak zwanego zawału. Dosłownie jeszcze chwila i byłby ostatni dzwonek.
-Dziękuję, czy mogę wejść do.. siostry? - pytam przypominając sobie własne kłamstwo. Gdybym nie wymyślił czegoś na szybko zaraz po przyjeździe do szpitala, w tej chwili nie uzyskał bym żadnej istotnej informacji na temat wybranki serca młodszego Hernandez'a.
-Myślę, że powinien się pan przespać, panie Castillo.
-Proszę..
-Dobrze, ale jak już mówiłem; pana siostra obecnie jest pogrążona w śpiączce.
***
Zmęczonym wzrokiem spoglądam to na mą ukochaną, to na V. Jestem na pograniczu zmęczenia. Jedyne o czym marzę to sen.
Nie wypuszczam z uścisku dłoni młodych kobiet. Ociężale opieram czoło o krawędź szpitalnego łóżka, na którym leży fioletowo włosa piękność. Kurwa, León; zmęczenie pada Ci już na mózg. Przymykam zmęczone powieki. Nie jestem w stanie określić, kiedy sen przejmuje nade mną kontrolę.
Siarczyste przekleństwa opuszczają me usta, kiedy po niemalże kilku sekundach spokoju daje o sobie znać mój telefon. Wściekły wyciągam go z kieszeni granatowej bluzy. Spoglądam na ekran. Federico. Czego chłopak byłej dziewczyny Cristian'a może ode mnie chcieć i to jeszcze w takiej porze.
-Słucham - mówię tonem przepełnionym goryczą.
-Francesca zniknęła.
Lara's POV
Londyn, Wielka.Brytania
Pośpiesznie pakuję swoje rzeczy do szarej walizki. Zdążyłam pobyć tu kilka dób. Niespełna kilka dni mogłam poczuć się kochana. . . Kurczę, Lara; co Ty bredzisz. On Cię nie kochał. Byłaś tylko jego zabawka. Uległą. Kobietą, która miała tylko zaspokajać jego seksualne potrzeby.
-Nie możesz tego zrobić.
No pięknie, tylko jego tu brakowało. Ehh, to moje piekielne szczęście.
-Dlaczego wyszedłeś z pracy? - pytam lekceważąco. W tej chwili chciałabym spokojnie się spakować i opuścić ten przeklęty penthouse.
-Nie możesz ode mnie odejść.
-Jesteś tego pewien? - pytam zwracając się ku niemu. Lewym ramieniem leniwie opiera się o framugę drzwi. Gdyby nie to, że jestem na niego wściekła, mogła bym rzec, że wygląda ponętnie.
-Błagam Cię, nie rób mi tego.
-To był mój warunek. Jedyny. .
-Laro. .
-Nie przerywaj mi! Uderzyłeś mnie. Obiecałeś. Złamałeś mój jedyny warunek.
Pośpiesznie odwracam się do niego plecami. Jeszcze chwila i nie wytrzymam. Nie, nie mogę. Nie okażę mu mej słabości. Zasuwam walizkę i ściągam ją z dwuosobowego łóżka. Wymijam go w przejściu. Chwyta mój nadgarstek. Mocnym szarpnięciem wyswobadzam rękę. Udaję się w dalszą drogę. Wiem, że idzie za mną.
-Nie Luke.
Podchodzę do windy. Na szczęście ( choć raz coś dobrego ) drzwi rozsuwają się tuż przed mym nosem. Mężczyzna staje przede mną.
-Powiedziałam nie! -mówię pewnym siebie głosem.
Patrzy w me oczy. Wygląda na. . zagubionego? Czy on właśnie okazuje skruchę? Lara, otrząśnij się! Uderzył Cię raz, zrobi to i kolejny. Z bólem serca go wymijam. Wchodzę do środka.
-Lara. .
-Żegnaj Luke.
Anonymous's POV
Wściekłość. Tylko to w tej chwili odczuwam. Z zamachem uderzam pięścią w stół. To nie miało prawa się stać. No do cholery, jak? Ja się do kurwy nędzy pytam jak!? Pożałują tego. Będą błagać o litość, kiedy sięgnie ich wymiar zemsty.
Mój telefon daje o sobie znać. Spoglądam na migoczący ekran. Bez zastanowienia odbieram.
-Mów. - syczę niczym żmija.
-Dwójka już z głowy.
Kącik mych ust unosi się ku górze.
-Coraz mniej ich zostało.
-Już niedługo wszyscy będą się smażyć w piekle. . Już niedługo. .
Dobra ja już nic nie kapuje...czujem jak moja głowa mogłaby zaraz wybuchnąć... Rozdział świetny <3 życzę weny i czekam na next ;*
OdpowiedzUsuńO mamo *-*
OdpowiedzUsuńCudo ;-*
Wspaniale
OdpowiedzUsuńBoże Boże jakie cudo ❤️
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze to oni , cała paczka znajda tego anonima i to oni sie jego pozbędą ❤️
Oby leon i Ludmi trwali wiecznie , zeby nie leomila była następna ❤️
Czekam z niecierpliwoscią
Brak mi weny na jakiś "super" kreatywny komentarz, ale wystarczy tylko jak napiszę - wspaniały rozdział i niech w końcu dorwą tego psychola :/
OdpowiedzUsuńWeny życzę :*